Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak się tu nie gniewać, żyjąc w świecie pełnym głupców, i takich, jak ty, warjatów? Wesołych świąt! Idźcie do licha z waszą wesołością. Czemże jest dla was Boże Narodzenie, jeśli nie chwilą płacenia rachunków, na które często nie macie pieniędzy, — dniem — w którym znajdujecie się o rok starszymi, a o szyling nawet nie bogatszymi, dniem sprawdzania książek handlowych, po których zsumowaniu przekonywacie się, że w ciągu minionych dwunastu miesięcy żaden interes nie przyniósł wam najmniejszego zysku. Gdyby to zależało ode mnie — dodał z wzrastającem oburzeniem, — to każdego głupca, biegającego od domu do domu z okrzykiem „wesołych świąt“ na ustach, wsadziłbym w kocioł, w którym się gotuje budyń i pochował z gałązką choiny w sercu. Tak jest.
— Wujaszku! — zawołał siostrzeniec, chcąc bronić sprawy Bożego Narodzenia.
— Siostrzeńcze! — przerwał surowo starzec, — obchodź sobie święta, jak ci się tam podoba, i pozwól mi, abym je także obchodził na mój sposób.
— Ależ ty ich wcale nie obchodzisz, mój wuju.
— Tem lepiej — zostaw mnie tak, jak jestem. Wiele ci z tego przyjdzie — już ci te święta tyle napędziły zysków!
— Przyznaję, że niezawsze umiałem korzystać z okoliczności, ale mniejsza o to. Wracając do tych świąt, dzień Bożego Narodzenia (pomijając już poszanowanie należne świętej jego nazwie i Boskiemu początkowi, których pominąć nie można, myśląc o tym dniu ważnym) jest dla mnie najpiękniejszym dniem roku; chwilą dobroci, łagodności, przebaczania uraz, litości,