Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

gromadę i w boczną oddalał się drogę, prowadzącą do mieszkania rodziców, krewnych lub przyjaciół. Powiedzcie mi: dlaczego? Czemże było dla Scrooga Boże Narodzenie — co go mogło obchodzić Boże Narodzenie — jaki mu zysk kiedy przyniosło.
— Szkoła niezupełnie jeszcze jest opuszczona — rzekło widmo. — Pozostało tam samotne, zapomniane przez przyjaciół dziecię!
Scrooge westchnął głęboko.
Minęli gościniec i skierowali się krętym, dobrze Scroogowi znajomym manowcem; zbliżyli się wkrótce do wielkiego budynku z cegieł nietynkowanych, ciemno-czerwonych — na dachu, pod szczytem, zawieszony był dzwonek. Budynek był obszerny, a powierzchowność jego świadczyła o zmienności losów, — ściany były wilgotne i omszałe, okna potłuczone, drzwi popaczone. Kury gdakały i biegały po wszystkich kątach, — w stajniach, szopach i na dziedzińcu rosła trawa i zielsko. Zewnętrznej części odpowiadało wnętrze; wszedłszy w ponury przedsionek i rzuciwszy okiem przez otwarte drzwi kilku obszernych pokoi, dawało się widzieć umeblowanie, skromne, biedne; — czuć było w powietrzu zimną, samotną woń długiego zamknięcia, — wszystko oddychało niedostatkiem dotkliwym, który się kazał domyślać, że mieszkańcy wstawali przede dniem dla zapracowania kawałka chleba powszedniego, a i tak zapewne często kładli się spać głodni.
Duch i Scrooge, przeszedłszy sień, zbliżyli się do drzwi leżących na stronie przeciwległej. Otwarły się przed nimi, i ukazała się sala długa, smutna, pusta,