Strona:PL Karol Dickens - Opowieść wigilijna.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

i błota i znaleźli w chatce wesołe towarzystwo. Jakiś starzec, staruszka, ich dzieci, wnuki, sąsiedzi, wszyscy przybrani w świąteczne suknie, siedzieli około stołu. Starzec głosem drżącym zanucił kolendę — zgromadzeni powtarzali chórem każdą zwrotkę. Duch pobłogosławił; niedługo bawił w tem miejscu, kazał Scrooge’owi trzymać się oburącz za płaszcz i poniósł go — gdzie? zgadnijcie! Wszakże nie w morze? Właśnie że tak, na morze. Scrooge tak był zajęty trzymaniem się płaszcza, że zpoczątku nic nie uważał, lecz nagle zrobiło mu się bardzo zimno — obejrzał się i ujrzał ze zgrozą, z przerażeniem, jak zdala niknął ostatni pas ziemi, jak niknęły nagie skały. Został odurzony głuszącym rykiem bałwanów, rozbijających się z łoskotem piorunów w łonie pieczar i przepaści morskich, które morze wyryło, jak gdyby w napadzie szaleństwa i wściekłości chciało podkopać i obalić ląd stały.
Zbudowana na smutnej, samotnej, sterczącej z pośród wód skale, o kilka mil od lądu, rok cały zapamiętale uderzana bałwanami, wznosiła się latarnia morska. U stóp jej wiły się niezmierne zwoje roślin morskich, u szczytu gnieździły i bujały dzieci wiatru i burzy, drapieżne ptaki morskie, wznosząc się i opadając naprzemian.
W tem jednak miejscu dwaj strażnicy, pilnujący ognia latarni, rzucającego na straszliwy przestwór smugę światła, siedzieli u prostego stołu, a podawszy sobie twarde dłonie i popijając grog, życzyli świąt wesołych i szczęśliwego roku; potem starszy, którego oblicze pocięte srogością wiatru i surowością klimatu wyglądało jak starożytny poszczerbiony posąg, zanu-