są głębokie, skoro oddalenie nie wiele znaczącej jednostki, jak w tym przypadku mogło go doprowadzić do takiej rozpaczy, dopóki nie dowiedział się tajemnicy od siostry, która z litości powoli odkryła mu wszystko i dała możność ocenienia rzadkiej szlachetności córki, dobrowolnie porzucającej rodzinę dla szczęścia siostry. U siostry widywał się z Merion, póki ta u niej mieszkała. Alfred, niedawno też widział się z Merion i dowiedział się od niej o wszystkiem; obiecała mu odkryć wreszcie tajemnicę siostrze w dzień swych urodzin, w ich ogrodzie po zachodzie słońca.
— Proszę o przebaczenie, doktorze Dżeddler — rozległ się głos Snitczego, wyglądającego z poza furtki — można wejść? — Nie czekając na odpowiedź, podszedł do Merion i pocałował ją w rękę.
— Jeśliby nieodżałowany pan Kreggs żył, droga panno Merion — rzekł pan Snitczy — wziąłby gorący udział w tem zdarzeniu. Być może, ono przekonałoby go, że życie pani nie tak lekkie, jak myślał; nie szkodziłoby je trochę szczęśliwszem uczynić, o ile można. Pan Kreggs był zawsze człowiekiem, który dał się przekonać; gotów był zawsze wysłuchać wywodów. Niestety nie jest już w stanie o czemkolwiek się przekonywać, inaczej... Pani Snitczy, duszko — zwrócił się ku żonie, wchodzącej we furtkę — chodź, tu są starzy przyjaciele!
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.