Przymioty duszy Grez, stworzonej do życia rodzinnego, były widoczne dla doktora w jej skromnym wyglądzie, stanowiącym zupełny kontrast z pięknością młodszej córki; zaczął się smucić nad jedną i nad drugą, kiedy zastanawiał się nad niesmakiem życia. Nigdy nie myślał nad tem, czy córki jego zechcą kiedy poważniej ułożyć swe losy; nie darmo był filozofem.
Z natury dobry i wyrozumiały, podobnie jak wielu, potknął się o filozoficzny kamień, który znaleźć o wiele łatwiej niż przedmiot poszukiwań alchemików; ten kamień często wytrąca z toru najlepszych ludzi, władając zgubną własnością zamieniania złota w proch, a każdego skarbu w nic nie znaczącą rzecz.
— Briten! — krzyknął doktor — Hej, Briten!
Maleńki człowieczek, z niezwykle ponurą i niezadowoloną twarzą, ukazał się w drzwiach domu i zapytał na wezwanie zupełnie bezceremonialnem: — No, cóż tam jeszcze?
— Gdzież stół, nakryty do śniadania?
— W domu.
— Przecież ci wczoraj jeszcze kazano nakryć w sadzie? — ciągnął doktór — Czyż nie wiesz, że oczekuję dżentelmenów do dzieła, które winno być skończone do przyjścia pocztowej karety? Żywo!
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.