tego łokcie miała zawsze podrapane i pokaleczone. One to budziły w niej czułą troskę. Napróżno jednak wykręcała ręce, starając się obejrzeć swe łokcie, które nieustannie pocierała i gładziła. Maleńki czepek nigdy nie leżał w tem miejscu na głowie, w którem przyjęto nosić tę część niewieściej toalety, a biały fartuszek dopełniał jej stroju. Bardzo schludna od stóp do głowy; była dość obrotną, bez względu na rozluzowanie swych członków. Pragnąc okazać się sprawną nie tylko we własnem sumieniu, lecz i w oczach ludzi, czyniła nader komiczne zwroty, chcąc poprawić brykle swego gorsetu lub doprowadzić do porządku nieposłuszne części ubrania.
Taką to była Klemensi Niukom. Być może, że ona sama dała powód do przekręcenia swego chrześcijańskiego imienia Klementyny, chociaż w rzeczywistości nikomu nic o tem nie wiadomo. Dziwny fenomen długowieczności, jej staruszka matka, którą utrzymywała prawie od dzieciństwa, umarła, a zresztą rodzeństwa nie miała.
Klemensi zajęła się przygotowaniem do śniadania; stawała w zadumie przed stołem, krzyżując swe czerwone, nagie ręce i w głębokiem zadumaniu rozważała, czego jeszcze brak. Przypomniawszy sobie o czemśkolwiek, pędem rzucała się do domu.
— A, oto i obaj prawnicy, panie! — zawiadomiła niezbyt zadowolonym głosem.
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.