— Wszystko głupstwo! — odpowiedział doktor.
— No, a zdarzyło się panu kiedykolwiek procesować się? zapytał pan Snitczy.
— Nigdy.
— Jeśli się to panu kiedy zdarzy, wówczas może zmieni pan swe zapatrywanie — zauważył Snitczy.
Kreggs, za którego zastępcę uważał się zazwyczaj Snitczy, niedokładnie zdawał sobie sprawę z odrębnego istnienia swej osoby. I teraz dodał uwagę, pochodzącą z jego wyłącznej myśli. Z tego też powodu miał wielu przyjaciół w świecie, pomiędzy niegłupimi ludźmi.
— Wszystko na świecie stało się już ponad miarę swobodne — rzekł pan Kreggs.
— To znaczy co właściwie: prawo?
— Tak — odpowiedział pan Kreggs — i samo prawo i wszystko inne. To choroba wieku. Jeśli mamy przypuścić, że życie jest komedyą, na co ja, w ostateczności, mógłbym się zgodzić, to trzeba, aby była ona pełna treści. Życie powinno być ciągłą walką, panie, to jego przenaczenie. A teraz wszystko uproszczone i ułatwione do niemożliwości. Maścimy wrota wiodące do życia, a im należałoby, po prawdzie, skrzypieć na zardzewiałych zawiasach.
Wypowiadając to zdanie, doskonale zgodne z jego usposobieniem, pan Kreggs sam zdawał się skrzypieć na własnych zawiasach.
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.