zajmując miejsce gospodyni, urządziła tak, że oddzieliła siostrę i Alfreda od reszty towarzystwa. Snitczy i Kreggs zasiedli razem, kładąc dla większego bezpieczeństwa teczkę między siebie, doktor swoim zwyczajem zajął miejsce naprzeciw Grez. Klemensi usługiwała u stołu, a mrukliwy Briten, w roli głównego krajczego, przekrawał wędliny i cielęcinę na drugim stole.
— Mięsa? — lakonicznie poprosił Briten, podchodząc do Snitczy’ego z nożem i widelcem tak nadstawionymi, jakby go chciał przebić na wylot.
— Dziękuję — odpowiedział doktor.
— Panu także? — zwrócił się Briten do Kreggsa.
— Bez tłuszczu i nie przypalonego — była odpowiedź.
Skoro dokonał tej czynności a także i doktorowi podał niewielką porcyę na talerzu, Briten, jakby uważał, że nikomu z pozostałych jeść się nie chce, zajął miejsce jak tylko można było najbliżej adwokatów i patrzył im nieżyczliwie w usta. Raz tylko, kiedy bezzębny Kreggs o mało nie udławił się, nie mogąc uporać się z kąskiem, twarz jego rozjaśniła się i zawołał.
— Ech, już myślałem, że nadszedł koniec!
— No, Alfredzie — zaproponował doktor — czyż nie dokończymy wreszcie rozmowy.
— Tak, tak — jednogłośnie oświadczyli Snitczy i Kreggs, nie mając widocznie zamiaru przerywać swego zajęcia.
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.