— Alfred, nie tknąwszy prawie jedzenia i zajęty obecnie czem innem, nie zupełnie wiedząc, o co chodzi, odrzekł:
— Jestem gotów, panie.
— Jeśli to co poważniejszego — zaczął doktor — w takiej...
— Głupiej farsie, jak życie — poddał Alfred.
— W takiej głupiej farsie, jak życie — powtórzył doktor — to możnaby było wskazać dziwny zbieg w dniu rozstania dwóch urodzin, związany dla nas czterech z wieloma drogiemi wspomnieniami i długoletniem przyjacielskiem współżyciem. Jednakże to do rzeczy nie należy i nie o tem mam zamiar mówić.
— Nie, doktorze Dżeddler — gorąco zawołał Alfred — to należy do rzeczy i dotyczy wszystkich nas! Nie mogę o tem milczeć; tak sądzę a nawet jestem przekonany, że pańskie własne serce wskazałoby panu to samo, jeśliby mu pan zostawił swobodę. Między nami kończy się dotychczasowe współżycie, wzmocnione długiemi latami, a o nowem jeszcze niema co wspominać, dopóki trwają nierozwiązane zagadnienia dawnego, tu spojrzał na Merion. — Wiedzcie jednakże — dodał żartobliwym tonem, ukrywając swoje uczucie i obracając się do doktora — że w księdze życia znajdują się i poważniejsze stronnice, na przykład dzisiejsza.
— Dzisiaj! — zawołał doktor — Wierzcie panowie, że jest to najnierozumniejszy dzień
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.