dziesiąt lat i wciąż spostrzegałem, że chrześcijański świat, w którym tyle kochających matek i dziewcząt o sercach wrażliwych, ot jak naprzykład moje, do szaleństwa lubuje się we walkach. Takie sprzeczności spotyka się na każdym kroku wszędzie i we wszystkiem; i trzeba się albo śmiać, albo płakać nad ludzką niekonsekwencyą. Ja zatem wybieram śmiech.
Briten, posępnie przysłuchujący się przemowom współbiesiadników, nagle przychylił się do ostatniego sądu i z piersi jego wyrwał się jakiś głuchy, niepojęty dźwięk, który miał wyobrażać śmiech. Ale ponieważ twarz jego pozostała nieruchomą jak dotychczas, nikt z obecnych nie podejrzywał, że to on dźwięk ów wydał, choć niektórzy zwrócili się w jego stronę. Jedna Klemensi Niukom domyśliła się tego, i wyrwała go z zadumy, trącając go w bok jednym ze swych ulubionych łokci.
— Czemuż ty się tak śmiejesz? — zapytała upominającym szeptem.
— Nie z ciebie — była odpowiedź.
— No, a z czego?
— Z ludzkości wogóle — wyraził Briten. Oto z czego.
— Jużeś i tak stracił głowę od tych wszystkich rozpraw, a wkrótce stracisz ją do reszty! — sarknęła Klemensi, szturchając go drugim łokciem w bok, aby mu przywrócić równo-
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.