wagę. Czy wiesz, gdzie jesteś i czy chcesz, aby cię wyproszono?
— Nic nie wiem, o nic się nie troszczę i niczemu nie wierzę — powiedział Briten z bezmyślnym i zamąconym wzrokiem. — Niczego mi nie potrzeba.
Prawdopodobnie Benjamin Briten poczernił barwy na mrocznym obrazie swej beznadziejności, to jednak scharakteryzował go obecnie dość wiernie! Służył on u doktora i słyszał z dnia na dzień jego nieskończone rozprawy z różnymi ludźmi na ten temat, że życie w najlepszym razie jest komedyą i głupstwem; powoli nieszczęśliwy sługa wpadł w takie bezdno sprzecznych pojęć, zaczerpniętych i z zewnątrz i z wnętrza samego siebie, że prawda w głębi tej studni zdawała się być na równej powierzchni z bezdnem mistyfikacyi, w którem ugrzązł Briten. Jedyny punkt, jaki udało mu się w zupełności wyjaśnić, zawierał się w tem, że nowe elementy, nieustannie wnoszone przez Snitczego i Kreggsa w ten spór, nigdy niczego nie wyjaśniały, tylko dawały doktorowi pierwszeństwo, będąc potwierdzeniem jego słów. Stąd też nienawidził obu adwokatów, uważając ich za sprawców złego.
— No, ale obecnie nas to wszystko nie obchodzi, Alfredzie — powiedział doktor — wyzwalasz się dziś z pod mej opieki z zasobem wiedzy, nabytym w tutejszym pierwszorzędnym
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.