do czynienia z niemiłymi, swarliwymi ludźmi, którzy przedstawiają odrażający widok, a potem mają pretensyę do nas za to, że my, tak jak w zwierciadle, odbiliśmy ich obraz. Sądzę, że mówię za siebie i Kreggsa.
— Bez wątpienia — odpowiedział ów.
— Może pan Briten zechce nam przynieść atrament — rzekł pan Snitczy, znowu biorąc papier — a pospieszymy się, by ukończyć wszystko jeszcze do przyjścia pocztowej karetki.
I rzeczywiście można było się obawiać, że karetka podjedzie, zanim się ocknie pan Briten i zrozumie, gdzie jest. Przeprowadzając w myśli paralelę między doktorem a adwokatem i pomiędzy nimi a ich klientami, starał się ująć przeznaczenie naparstka i tarki — myśl dla niego nową w jakiś system filozofii. Plątał się w teoryach, jak w swoim czasie plątała się jego ojczyzna i stałby jak osłupiały, gdyby mu nie przyszła z pomocą Klemensi, jego dobry geniusz. O jej umiejętności nie miał on wysokiego pojęcia, ponieważ nigdy nie wdawała się w żadne badania, zato zawsze była pod ręką, kiedy usługi jej mogły się przydać. I obecnie natychmiast pobiegła po atrament i uwalniła go natychmiast od zadumy przy pomocy swych łokci, dając mu tęgi szturchaniec, którym rozbudziła świadomość i energię.
Jak człowiek, któremu rzadko zdarzało się mieć do czynienia z piórem i atramentem, Briten
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.