twoi Snitczowie — mawiała swemu mężowi, używając liczby mnogiej, na znak lekceważenia, jakby to chodziło o jakieś spodnie, albo inny przedmiot, nie mający liczby pojedyńczej — cóżeś ty w nim takiego znalazł? Tak mu zupełnie wierzysz! Daj Boże, aby moje słowa się nie sprawdziły!“ A pani Snitczy ostrzegała przed Kreggsem, mówiąc, że pan Snitczy idzie po fałszywej drodze, dzięki swemu spólnikowi, a ten prowadzi podwójną grę. Wystarczy spojrzeć mu w oczy. Jednakże to nie zakłócało dobrego pożycia wszystkich czworga. Pani Snitczy i pani Kreggs solidarnie występowały przeciw kantorowi, uważając go za wspólnego wroga, grożącego nieznanem niebezpieczeństwem.
A jednak w tym kantorze Snitczy i Kreggs jak pszczoły zbierali miód do swych ulów. Czasem zdarzało im się pracować u okna gabinetu, w jasne wieczory, spoglądając na Stare Bojowe Pole, częściej jednakże podczas sesyi sądowych ogarniała ich rzewność wskutek nadmiernego nawału czynności. Dziwili się brakowi rozwagi u ludzi, którym nie chce się siedzieć spokojnie; a jeśli już trzeba się procesować, to przynajmniej procesować się wygodnie! Tak przechodziły dni, tygodnie, miesiące i lata; za wskaźnik czasu służyły wciąż ubywające gwoździki na skórzanych krzesłach i rosnące stosy aktów na stołach i półkach. Od chwili opisanego przez nas śniadania minęły prawie trzy lata,
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.