znacznie zmniejszając liczbę pierwszych, a zwiększając objętość drugich.
Pewnego wieczora adwokaci zeszli się w kantorze na narady; nie byli sami, przed nimi na krześle siedział dobrze zbudowany, piękny mężczyzna, lat około trzydziestu, ubrany niedbale, lecz z pretensyą, założywszy jedną rękę za kamizelkę, drugą zaś gładząc swe włosy. Wydawał się bardzo stroskanym. Pan Snitczy i Kreggs siedzieli obok przy biurku, a jedna z ogniotrwałych skrzynek stała przed nimi otwarta. Przechowywane w niej akta częścią leżały przed nimi na stole, częścią przechodziły przez ręce pana Snitczy. Zbliżał każdy dokument do świecy, przeglądał go i podawał, kiwając głową, panu Kreggsowi; ten ze swej strony także przebiegał go oczami i kiwając głową, składał na biurku. Od czasu do czasu przerywali zajęcie, spoglądali jeden na drugiego, kiwali głowami i patrzyli na klienta, pogrążonego w mrocznej zadumie. Na skrzynce było napisane Michał Warden, esquir; widocznie nazwisko i skrzynka należały do niego, a interesy pana Michała Wardena były w bardzo opłakanym stanie.
Ot i koniec — rzekł pan Snitczy, podając ostatni dokument. — Środków niema żadnych.
— Wszystko stracone, zastawione, zajęte i sprzedane? — zapytał klient.
— Wszystko — odpowiedział pan Snitczy.
— I mówi pan, że nic nie da się już zrobić?
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.