— Dziękuję panu. Adwokat z niezamąconym spokojem powoli podniósł szczyptę do nosa i z zadowoleniem zażył. Twarz klienta stopniowo rozjaśniała się i zapytał już z uśmiechem.
— Wieleż czasu, pańskiem zdaniem potrzeba do poprawienia interesów?
— Wiele czasu? — powtórzył Snitczy, strząsając z palców tabakę i czyniąc w myśli obliczenia. Do poprawienia pańskich zabagnionych interesów w odpowiednich rękach, naprzykład w rękach Snitczego i Kreggsa? No, ze sześć, siedm lat.
— Ależ za sześć, siedm lat można umrzeć głodową śmiercią, mój panie! — zawołał gniewnie klient, niecierpliwie zmieniając pozę.
— Byłoby o tyle inaczej, panie Warden, że mógłbyś pan znaleźć sobie miejsce i pokazywać się za pieniądze. Nie sądzę jednakże, żeby się panu to udało, mówię za siebie i za Kreggsa, to też tego panu nie radzę.
— Cóż waszem zdaniem mam robić i co mnie radzicie?
— Już mówiłem, że trzeba się zająć swymi interesami. W dobrych rękach, moich i Kreggsa, szybko przyjdą do właściwego porządku. Ale na to, abyśmy mogli dopełnić zobowiązania, a pan je przyjąć, musi pan na ten czas wyjechać za granicę. Głodową śmiercią pan nie umrze, bo zapewnimy panu kilkaset funtów rocznie. Oto, co panu radzę, panie Warden.
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.