— Kilkaset! — zawołał klient. — Przywykłem tracić tysiące.
— To — odpowiedział pan Snitczy, starannie układając akta w żelazem okutą skrzynkę — nie podlega najmniejszej wątpliwości, panie Warden; naj — mniej — szej, — powtórzył do siebie, wykonując swą czynność.
Widocznie adwokat dobrze znał swego klienta; jego markotne usposobienie znikło. Pod wpływem urzędowego tonu i suchego przedstawienia rzeczy przez pana Snitczy wrócił do równowagi. A może i klient ze swej strony wiedział, z kim ma do czynienia i użył takiego wybiegu, aby tem łatwiej wyjawić ukrytą myśl. Jakkolwiek było, ożywił się nieco, popatrzył na swego groźnego sąsiada z uśmiechem a w końcu roześmiał się głośno.
— Tak, czy inaczej, mój nie dający się przekonać przyjacielu, — zaczął — ale Snitczy wskazał swego towarzysza:
— Wybacz pan — przerwał — ja i Kreggs.
— Przepraszam, panie Kreggs. A więc, moi nie chcący się przekonać przyjaciele — rzekł przechylając się naprzód i zniżając głos — nie znacie wy i połowy mej biedy.
Pan Snitczy i jego przyjaciel, milcząc, spojrzeli na niego.
— Nie tylko jestem po uszy w długach — wyjawił klient, — ale i po uszy...
— Zakochany! — odgadł Snitczy.
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.