droga, dosyć! Z pewnością bohaterka już dawno wróciła do domu i wszystko skończyło się jak najlepiej, a choćby i nie, to czemże w rzeczywistości jest dom rodzicielski? Cztery ściany tylko; a co tam sobie wymyślają, o to mniejsza... Kto tam?
— To ja, panie — rzekła Klemensi, wsuwając głowę przez drzwi.
— Co się stało? — zapytał doktor.
— Nic, chwała Bogu — odpowiedziała Klemensi z rozjaśnionem dobrodusznie obliczem, wyraz którego wynagradzał brak piękności. Szramy na łokciach nie dodają wdzięku, ale lepiej przebyć drogę życia z podrapanymi łokciami a zachować dobre obyczaje, pod tym względem Klemensi mogła rywalizować z najpiękniejszą w okolicy.
— Niczego mi nie trzeba, panie — rzekła Klemensi — ale może pan będzie łaskaw wyjść na chwilkę.
Doktor nie bez zdziwienia usłuchał prośby.
— Pan sam nie kazał dawać tego przy nich — objaśniła Klemensi.
Człowiek, nie wtajemniczony w sprawy rodzinne, mógłby pomyśleć z powodu jej usilnych znaków i jakichś dziwnych poruszeń łokci, któremi zdawało się, że chce się objąć, iż przez słowo „tego“ myślała co najmniej o skromnym pocałunku. Nawet i sam doktor z początku dziwił się, a zrozumiał o co chodzi
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.