dopiero wówczas, kiedy Klemensi, przerzuciwszy kilka razy swoje kieszenie, wreszcie znalazła list.
— Briten, przejeżdżając koło poczty, kiedy wracał za sprawunkami, zobaczył nadchodzącą karetkę — rzekła, zanosząc się od wesołego śmiechu i podając doktorowi list. — Zaszedł i doczekał się rozdania. Patrz pan oto A. G. na kopercie. Pan Alfred wraca! Będzie u nas wesele, dziś rano znalazłam dwie łyżeczki na talerzyku, to pewny znak. Panie, jakże można tak wolno rozpieczętowywać?
Monolog ten wygłosiła, podnosząc się coraz wyżej i wyżej na palcach i płonąc niecierpliwością poznania treści listu. Zasłoniła usta fartuchem. Ciekawość doszła do najwyższych granic, a doktor wciąż jeszcze z uwagą czytał list. Nie mogąc dłużej wytrzymać, opuściła się na stopy i cicho oczekiwała, zakrywając twarz fartuchem, jakby woalem.
— No dzieci! — wreszcie zawołał doktor. — Nie mogę dłużej milczeć. Nie mogłem nigdy w życiu zachować tajemnicy! A wiele jest takich rzeczy, które należałoby ukryć, w tych... no, wszystko jedno! Alfred wraca do domu i wkrótce tu będzie, moje drogie!
— Wkrótce będzie? — powtórzyła Merion.
— Już zapomniałaś o powieści? — rzekł doktor i wziął ją pod brodę. — Byłem pewny, że ta wiadomość osuszy twoje łzy. Prosił, aby
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.