— Wiele przeżyłem w swojem życiu Klemm — ciągnął zamyślony pan Briten. — Byłem zwolennikiem przyrody i przeczytałem mnóstwo książek o tem, słusznych i niesłusznych. W młodości pracowałem nawet na polu literackiem.
— Czyż? — ze zdziwieniem zawołała Klemensi.
— Tak jest, dwa lata przesiedziałem za ladą w odkrytej budce, gotów rzucić się na każdego, ktoby odważył się schwycić choć jeden tom. Następnie byłem posłańcem w magazynie mód i musiałem roznosić w obitych woskowanem płótnem pudłach poczynione przez interesantów różne zakupy. Rozumie się, że to mogło zepsuć mój charakter i odjąć wiarę w ludzi. Wreszcie wypadło mi słuchać tu, w tym domu, tylu sporów i przeróżnych zdań, że w końcu poczęło mną szarpać zwątpienie. Teraz dopiero przekonałem się, że niema pewniejszego punktu oparcia w życiu i przyjemniejszego nad twoją tarkę do gałki muszkatułowej.
Klemensi chciała mu podpowiedzieć, ale on przerwał w półsłowa, wcześniej odgadując jej myśl.
— Wraz z naparstkiem. —
— Czyń drugiemu i tak dalej, nie prawda? — rzekła rozjaśniona z powodu tej uwagi Klemensi, trąc łokcie.
— Nie jestem pewien, czy można zaliczyć to zdanie do której z współczesnych filozofii,
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.