nawet o tem wątpię, ale jest ono praktyczne, wygodne i nie doprowadza do sporów. A to nie zawsze osiąga się wskutek czystej filozofii.
— Pamiętasz, do kogoś był podobny przedtem? — zapytała Klemensi.
— Tak, tak — odpowiedział pan Briten — ale przedewszystkiem to, że swą przemianę zawdzięczam tobie. Z pewnością o tem nie miałaś pojęcia.
Klemensi, zupełnie nie obrażona, pokręciła głową, objęła się i z uśmiechem odpowiedziała, że i jej samej się zdaje, że nigdy o tem nie myślała.
— Jestem stanowczo o tem przekonany — dodał Briten.
— Bo i na cóż myśleć?
Benjamin wyjął znów fajkę z ust i śmiał się do łez.
— Paradna jesteś, Klemensi! — zawołał, wycierając oczy chustką.
Klemensi, dość zadowolona, dobrodusznie śmiała się wraz z nim, bez cienia obrazy.
— Nie można nie lubić ciebie — rzekł pan Briten. — Jesteś w swoim rodzaju prostodusznem stworzeniem! Daj rękę, Klemm. Będziemy zawsze przyjaciółmi i cokolwiekby się stało, będę z tobą.
— Czy tak! — ucieszyła się Klemensi — Dziękuję ci!
Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.