Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

ze swemi pytaniami. Nie dopytuj się a nikt cię nie okłamie.
Pomyślałem, że źle czyni zapowiadając, że i onaby kłamała, gdybym do niej zwrócił się z pytaniem. Ale ona nigdy przy nikim nie liczyła się z wyrażeniami.
W tej chwili Józef jeszcze bardziej podniecił mą ciekawość, usiłując wymówić jakieś słowo. Nie zrozumiałem go!
— Pani Józefowo — rzekłem, zwracając się do niej, jakby do pierwszorzędnego źródła, — chciałbym wiedzieć — jeśli się nie pogniewasz — skąd był ten wystrzał?
— Ach ty nieboskie stworzenie — krzyknęła siostra takim głosem, jakby powiedziała co innego, niż chciała. — Z pontonu!
— O! — zawołałem, patrząc na Józefa. — Ponton!
Józef kaszlnął z odcieniem wyrzutu, jakby mówił:
— Mówiłem ci!
— A co to takiego ponton?
— No jakże wam się podoba ten malec! — krzyknęła siostra, wskazując na mnie drutem i z niezadowoleniem kręcąc głową. — Odpowiedzieć mu na jedno pytanie, on cię zarzuci innemi. Pontony to więzienne okręty, które stoją tam, daleko za bagnem.