Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

otworzyłem je i wyszukałem pilnik między przyrządami Józefa. Zamknąłem za sobą drzwi do kuźni, wyszedłem przez te, któremi wróciłem wczoraj z cmentarza, zamknąłem je i zacząłem biedz ku moczarom.






Rozdział III.

Ranek był chmurny i mglisty. Zewnętrzna strona mego maleńkiego okna była obsiana osiadłemi na niej kropelkami wilgoci, jakby jakiś leśny duch przepłakał nad niem całą noc i przez ten czas posługiwał się niem, jak chustką. Wszystko dookoła pokryte było wilgocią, błyszczącą na nagich płotach i wątłej trawie, podobną do grubej pajęczyny, wiążącej gałązki roślin. Ta sama kleista wilgoć pokrywała parkany i bramy, a z bagna podnosiła się tak gęsta mgła, że dotąd nie dojrzałem drewnianego palca, wskazującego drogę do naszej wioski, do której zresztą nikt nigdy nie zachodził. Gdy zaś spojrzałem nań i widziałem, jak mgła kropla za kroplą spadała w dół, wydał mi się widmem, wskazującem mi ponton.
Mgła gęstniała w miarę zbliżania się do moczaru, tak że teraz już nie ja biegłem do otaczających mnie przedmiotów, lecz one ku