Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

W podobnych razach obiadowaliśmy zazwyczaj w kuchni, potem przechodziliśmy do gościnnego pokoju i jedliśmy tam orzechy, pomarańcze i jabłka, co można było porównać ze zmienianiem przez Józefa ubrania zwykłego na odświętne. Siostra moja była tym razem niezwykle wesoła; wogóle w niczyjem towarzystwie nie czuła się tak zadowoloną, jak w towarzystwie pani Hebl, która, o ile pamiętam, była małą figurką z ostrymi rysami twarzy w sukni błękitno-niebieskiego koloru; zachowywała się po dziecinnemu, dlatego że gdy wychodziła za mąż za pana Hebla — nie wiem jak dawno — była znacznie od niego młodszą. Pan Hebl był silnym, o szerokich barkach mężczyzną o zapachu wiórów, z niezwykle szeroko rozstawionemi nogami; w dzieciństwie, gdy szedłem naprzeciw niego, zawsze o parę wiorst przed sobą widziałem między jego nogami leżącą za nim okolicę.
Wobec gości czułem się nieswojo nawet wówczas, gdym jeszcze nie spełnił kradzieży w spiżarni.
I obecnie było mi nieprzyjemnie, nie dlatego, żem siedział na samym rogu stołu, który gniótł mi piersi, nie dlatego, że Pembelczuk trącał mnie łokciem w oko, nie dlatego, że nie pozwolono mi się odzywać (bo i sam tego nie chciałem) nie dlatego, że mi dawano do ogryzania tylko kości z kury i podejrzane kąski wie-