— Pani — odpowiedział grzecznie sierżant — gdybym mówił od siebie, rzekłbym że uważam za zaszczyt i specyalną przyjemność poznajomienie się z tak wspaniałą damą, jak pani, ale mówię w imieniu króla i dlatego odpowiadam, że mam do kowala interes.
Wszystkim podobała się taka grzeczność ze strony sierżanta, a pan Pembelczuk zawołał:
— Bardzo pięknie!
— Widzisz pan, panie kowalu — mówił sierżant, który zdążył spostrzedz Józefa — jest taka sprawa... Trzeba poprawić zamek u tych kajdanów a i połączenia słabe, tymczasem koniecznie musimy ich użyć. Nie może pan ich obejrzeć?
Józef opatrzył je i rzekł, że do tego musi rozniecić ogień w kuźni, na co zejdzie niemniej od dwóch godzin.
— Tylko tyle? A więc bądź pan łaskaw zabrać się do dzieła! — rzekł sierżant — to służba dla jego wysokości. Każdy z mych ludzi może panu pomódz, chętnie zajmą się tem.
Zawołał swych ludzi i wszyscy, jeden po drugim weszli do kuchni, ustawili swe muszkiety w kącie i stanęli wokoło jak to czynią żołnierze. Jeden z nich stał ze skrzyżowanemi rękami, drugi przeciągał się. inny poprawiał manierkę lub naboje, inny otwierał drzwi, by splunąć, z trudem zwracając szyję, ściśniętą wysokim kołnierzykiem.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.