Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/099

Ta strona została skorygowana.

do bezczynności. Dlatego to nie tylko wypełniałem funkcye chłopca do posługi przy kowalu, ale za każdym razem, gdy komuś z sąsiadów potrzeba było chłopca do odstraszenia ptaków, wyzbierania kamieni lub czegoś innego w tym rodzaju, zawsze mię tam wyprawiali. Nie chcąc jednakże kompromitować się ze względu na zajmowane przez nas niezłe stanowisko, w kuchni nad kominem powiesili puszkę, którą pokazywali wszystkim i objaśniali, że w niej znajduje się mój zarobek. Zawsze myślałem, że te pieniądze idą na spłaty długów państwowych i nie miałem nadziei, aby ten skarb mnie się kiedyś dostał.
Ciotka pana Uopsela utrzymywała we wsi wieczorną szkołę a raczej prawdę mówiąc, ta dziwna staruszka, mająca ograniczone środki a nieograniczoną ilość słabości, każdego wieczora od szóstej do siódmej spała w obecności dzieci, które płaciły jej za przyjemność zabawienia się tym widokiem dwa pensy na tydzień. Wynajmowała niewielkie mieszkanie, którego górną izbę zajmował pan Uopsel; my uczniowie, często słyszeliśmy, jak deklamował coś strasznym i uroczystym głosem i od czasu do czasu tak tupał nogami, że drżał nad nami sufit. Co kwartał pan Uopsel „egzaminował“ nas. Egzamin polegał na tem, że zawijał swe rękawy, rozburzał włosy i deklamował nam mowę Marka Antoniusza nad ciałem Juliusza