Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

pogrzebaczem po ruszcie kominka — że twoja siostra pięk—na ko—bie—ta!...
Nie mogłem nic innego wymyśleć w odpowiedzi, tylko:
— Bardzom rad, że tak myślisz!
— I ja także, — odpowiedział. — Nic to, że czerwona i koścista, Pip!
Odpowiedziałem mu, że jeśli jemu to nie wadzi, to nikomu nic do tego.
— Rozumie się! — rzekł. — Masz słuszność, przyjacielu! Gdy poznajomiłem się z twoją siostrą, wszyscy tylko o tem mówili, jak to ona cię z pracy rąk swych wychowywała. Mówili ludzie, że ona bardzo dobrze to czyniła i ja mówiłem, jak wszyscy. A co do ciebie, nie możesz sobie wyobrazić, jakim byłeś chudym malcem; skóra i kości... Gdybyś mógł się wówczas zobaczyć, to niezbyt dobre miałbyś o sobie mniemanie.
Nie bardzo mi się to podobało, więc powiedziałem:
— Pozostaw mię w spokoju, Józiu!
— A przecież cię nie zostawiłem, Pip! — odpowiedział z niezwykłą prostotą. — Gdy zaproponowałem twej siostrze, by wyszła za mnie, abyśmy wzięli ślub w kościele, zgodziła się na to, a gdy się przenosiła do mnie do kuźni, rzekłem: „Weź z sobą i biedne maleństwo... Niech go Bóg błogosławi! Wystarczy miejsca w kuźni i dla niego.“