Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

był tak niewysoki, że bez wielkiego trudu wydrapałem się nań i dość długo zatrzymałem się na nim. Zauważyłem, iż sad ten należał do domu i był zaniedbany i zarosły chwastami; gdzieniegdzie widniały zielone i żółte ścieżki, po których widocznie ktoś biegał... i rzeczywiście ujrzałem Estellę, biegającą po nich. Widać, że wolno było chodzić wszędzie. Kiedym się skusił do spaceru po beczkach, spostrzegłem, że i ona chodzi po nich z drugiej strony podwórza. Stała zwrócona plecami do mnie, podtrzymując rękami swe cudne, kasztanowate włosy, wreszcie, ani razu nie oglądnąwszy się na mnie, znikła. Po chwili mignęła jeszcze w samym browarze. Myślę tu o wielkiej i głębokiej przestrzeni, gdzie warzono zwykle piwo i gdzie znajdowały się wszystkie niezbędne do tego przyrządy. Gdym po raz pierwszy wszedł tu i uderzony ponurym wyglądem tego miejsca zatrzymałem się przy drzwiach, widziałem jak dziewczynka przeszła między wygasłemi ogniskami i wbiegła po kilku małych żelaznych schodkach na górną galeryę, jakby wznosząc się do nieba.
W tem samem miejscu i w tej samej chwili przedstawił się mej wyobraźni dziwny widok. To, co wówczas wydawało mi się dziwnem, po kilku latach wydało mi się jeszcze dziwniejszem. Odwróciłem oczy, oślepione jasnem światłem, wpadającem z góry; spojrzałem na