żyło, że sam zaczynałem wątpić, czy wiem cokolwiek.
Chociaż wszelkiemi siłami starał się pan Pembelczuk otrzymać odemnie należytą odpowiedź, nie udało mu się to i rzekł:
— Czy według ciebie czterdzieści trzy pensy będzie siedm szylingów, sześć pensów i trzy fartingi?
— Tak! — odpowiedziałem.
Siostra szarpnęła mię za ucho, ale cieszyłem się, że odpowiedź moja pomieszała jego plany i wprawiła go w osłupienie.
— Chłopcze! Jak wyglądała pani Chewiszem? — zaczął pan Pembelczuk, przychodząc cokolwiek do siebie i znowu wracając do swego poprzedniego systemu.
— Bardzo wysoka i czarna.
— Czy to prawda wuju? — zapytała siostra.
Pan Pembelczuk twierdząco kiwnął głową, z czego poznałem, że nigdy nie widział pani Chewiszem, która wcale nie była podobną do mego opisu.
— Dobrze — rzekł pan Pembelczuk. — (Weszliśmy na dobrą drogę. Doczekamy się odpowiedzi od niego.)
— Rozumie się, wuju — odpowiedziała pani Józefowa. — Chciałabym, aby zawsze zostawał pod pańskiem kierownictwem. Pan tak dobrze dajesz sobie z nim rady.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/138
Ta strona została skorygowana.