bo ostre rysy niezupełnieby harmonizowały z jej płaską i bladą twarzą.
— Biedaczysko! — mówiła porywczo, jak moja siostra. Nikomu nie szkodzi tylko sobie samemu.
— Nierównie naturalniej byłoby być nieprzyjacielem innych — zauważył dżentelmen.
— Kuzynie Rajmundzie — rzekła druga dama — powinniśmy kochać swych bliźnich.
— Saro Poket — odparł kuzyn Rajmund — — jeśli człowiek nie jest bliźnim dla samego siebie, któż jest bliźnim dla niego?
Sara Poket zaśmiała się, Kamilla również się zaśmiała i rzekła: (starając się ukryć ziewanie) — „Ciekawa idea!“
Pomyślałem, że wszystkim przypadła do smaku ta idea. Trzecia dama, która dotychczas jeszcze nie mówiła, zauważyła: — „To prawda!“
— Biedaczysko! — zaczęła znów Kamilla (czułem, że wszyscy patrzą na mnie w tej chwili) — taki dziwny! Czyż można uwierzyć, że gdy umarła żona Tomasza, nie mógł domyśleć się tego, jak ważną jest rzeczą, by dzieci w tym dniu włożyły grubą żałobę. „Mój Boże — rzekł — jakie znaczenie mieć będzie, Kamillo, czy ten drobiazg będzie w czarnem ubraniu, czy nie?“ Zupełnie jak Mateusz! Także myśl!“
Ma on — szlachetne porywy, szlachetne — rzekł kuzyn Rajmund. — Boże uchowaj, abym
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.