— Nie. Hardżeri obecnie jest twym zwierzchnikiem. Hardżeri, jeszcze jedno!
Byliśmy już za drzwiami, gdy słowa te wstrzymały Józefa, wrócił się i słyszałem, jak znacząco powiedziała mu:
— Był poczciwym, dobrym chłopcem i zasłużył na tę nagrodę. Jako uczciwy człowiek, nie spodziewacie się, przypuszczam, nic więcej.
Kiedy Józef wyszedł, nie mogę sobie przypomnieć, wiem tylko, że gdy wyszedł, zamiast schodzić na dół po schodach, zaczął wchodzić pod górę i nie słyszał żadnych uwag, dopiero musiałem podejść doń i sprowadzić go na dół. Po chwili byliśmy po drugiej stronie furtki, którą Estella zamknęła na klucz. Gdyśmy zostali sami, Józef oparł się o mur i rzekł: „Dziwne!“ Stał tak dość długo, powtarzając od czasu do czasu: „Dziwne!“ myślałem, iż nigdy nie przyjdzie do siebie. Wreszcie zwrócił się do mnie: — „Pip, zapewniam cię, że to dziwne!“ Poczem stał się rozmowniejszy i poszliśmy dalej.
Mam powody sądzić, że zdarzenie to nie tylko nie zmąciło, ale rozjaśniło bystrość Józefa, bo po drodze do Pembelczuka wykombinował cichaczem nadzwyczaj głęboko pomyślany i podstępny plan, co potwierdziło się w zupełności w pokoju gościnnym pana Pembelczuka, gdzie ten wstrętny kupiec siedział wraz z mą siostrą.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/196
Ta strona została skorygowana.