Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

biłem je przedtem, ale to było przedtem, nie teraz.






Rozdział XIV.

Niema nic cięższego nad poczucie, że zaczynasz się wstydzić swego rodzinnego domu. Uczucie to możecie nazwać czarną niewdzięcznością, tak czy owak jest to nadzwyczaj przykre uczucie.
Dom rodzinny, dzięki charakterowi siostry, nigdy nie był dla mnie przyjemny. Jedynie Józef czynił go dla mnie świątynią i wierzyłem weń. Wierzyłem, że bawialnia nasza była najpiękniejszym salonem; że paradne drzwi to tajemniczy wchód do świątyni a tryumfalne ich otwarcie złączone z ofiarą kur pieczonych; wierzyłem, że kuchnia choć nie odznaczała się niczem, uderza swą czystością; że praca w kuźni prowadzi do zmężnienia i niezawisłości. Tymczasem minął tylko rok, a wszystko się zmieniło. Wszystko wydawało mi się tak ordynarnem i bez smaku, że za nic w świecie nie chciałbym, by pani Chewiszem i Estella to ujrzały.
Nie pora osądzać, o ile byłem winien ja sam, o ile pani Chewiszem i moja siostra. Przemiana nastąpiła, stało się. Czy było to dobrze, czy źle, stało się, z winą, czy bez winy — już się stało.