Niegdyś przedtem zdawało mi się, że skoro tylko zawinę rękawy koszuli i wejdę do kuźni, będę szczęśliwym i niezależnym. Gdy się to ziściło, czułem tylko, że cały jestem pokryty miałkim pyłem a na duszy mojej spoczywa ciężar wspomnień, wobec którego kowadło zdawało się tak lekkie, jak piórko. W mem poprzedniem życiu bywały chwile, (któż ich nie ma) kiedy niby ciężka zapora skrywała przede mną cały interes i radość życia, nie zostawiając mi nic, prócz głuchego spokoju. Nigdy jednakże zapora ta nie była tak ciężka i ponura, jak wówczas, gdy wreszcie wstąpiłem w życie, wybierając sobie w niem drogę przez kuźnię Józefa.
Pamiętam, że w późniejszych chwilach wysługiwania swego „terminu“, często, stojąc w niedzielę na cmentarzu, porównywałem swe życie z bagnem i znajdowałem między niemi podobieństwa: jedno i drugie było płaskie i nędzne, w jednem i drugiem wszystko niepewne, zakryte mgłą nieprzenikliwą, za którą kryje się morze. Od pierwszej chwili wstąpienia do kuźni, popadłem w ponure usposobienie, ale pocieszam się tem, że ni jednem słowem nie uskarżałem się Józefowi, jak ciężko przygniata mię obowiązek dochowania umowy. Ta tylko jedna okoliczność pociesza mię, gdy wspominam te chwile.
Wszystkie postępy w nauce zawdzięczam
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/204
Ta strona została skorygowana.