Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

sami i z oczami pogardliwie skierowanemi na mnie. W takich razach szybko obracałem się w stronę okna i wpatrywałem w spoglądającą na nas ciemność nocy, wyobrażając sobie, że z okna wyłania się zwolna jej twarzyczka. Wierzyłem, że przyszła wreszcie.
Gdy po skończeniu pracy zasiadaliśmy do wieczerzy, wszystko wydawało mi się brzydkie: pokój i jedzenie a w głębi niewdzięcznej swej duszy tem więcej wstydziłem się swego rodzinnego domu.






Rozdział XV.

Ponieważ już zbyt wyrosłem, by uczęszczać do szkoły ciotki pana Uopsela, postanowiono przerwać dalszą mą naukę pod dozorem tej niemiłej kobiety. Biddi tymczasem zdążyła mię nauczyć wszystkiego, co umiała, od niewielkiego cennika, aż do komicznej piosenki, kupionej za pół pensa. Poetyczny ten utwór składał się z następujących strofek z przyśpiewką:
Gdy przybyłem do Londynu, pani!
Turel, lurel!
Turel, lurel!
Miałem smukłą postać, pani!
Turel, lurel!
Turel, lurel!