— Tak, Pip! Tylko poco?
— Jakto poco? Pocóż składa się wizyty?
— Widzisz, Pip, są takie wizyty, które się składa niewiadomo dlaczego. Na cóż naprzykład wizyta pani Chewiszem. Pomyśli, że chcesz czegoś jeszcze od niej; że masz nadzieję coś jeszcze dostać.
— Czyż nie mogę powiedzieć, że niczego nie chcę?
— Możesz, przyjacielu, ale ona może uwierzy, a może nie uwierzy.
Józef poczuł, że to bardzo poważny dowód i dlatego, by nie osłabić jego siły bezpodstawnemi powtórzeniami, pospiesznie schwycił fajkę.
— Widzisz, Pip! Pani Chewiszem wyświadczyła ci dobrodziejstwo. A gdy je wyświadczyła, zawołała mię z powrotem i powiedziała, że to „wszystko“.
— Tak, Józiu, słyszałem to.
— „Wszystko“ — powtórzył dobitnie Józef.
— Tak Józiu! — Powiedziałem już, żem to słyszał.
— Według mnie, chciała przez to powiedzieć: — koniec!... Będziesz, czem byłeś. Ja na północ, ty na południe... Z powrotem!
Sam o tem myślałem, ale było mi nieprzyjemnie, że i on myślał to samo, choć to czyniło przypuszczenie nasze pewniejszem.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/209
Ta strona została skorygowana.