cobym kupił, gdybym był dżentelmenem, wtem wyszedł naprzeciw z księgarni pan Uopsel. Trzymał w rękach dopiero co kupioną za sześć pensów tragedyę Jerzego Barnyela i zamierzał wbić każde jej słowo w głowę pana Pembelczuka do którego szedł na herbatę. Zaledwie mnie spostrzegł, przemknęła mu przez głowę myśl, że sama Opatrzność przysyła mu ucznia, który może mu się przydać w czasie deklamacyi; natychmiast zatrzymał mnie i nalegał, bym go odprowadził do Pembelczuka. Wiedząc, że w domu nudno, że noce ciemne a droga zła, że lepiej mieć takiego towarzysza, niż żadnego, niedługo się ociągałem i obaj udaliśmy się do Pembelczuka w chwili, gdy już zapalano na ulicach i po sklepach latarnie.
Nigdy jeszcze nie byłem przy czytaniu Jerzego Barnyela i nie wiedziałem zupełnie, jak się to długo może przeciągnąć; ale doskonale pamiętam, że tego wieczoru przeciągnęło się do pół do dziesiątej. Kiedy pan Uopsel zabrał się do Nugeta, już myślałem, że nigdy nie stanie na miejscu kaźni, zaczął bowiem podnosić się nierównie wolniej, aniżeli w pierwszej epoce swej nieszczęśliwej karyery. Wydawało mi się z jego strony niewłaściwem boleć nad tem, iż zgubili go w kwiecie wieku, ponieważ nie spełnił ani jednego dzieła, od chwili, gdy zaczął swój zawód. Głównie jednak chodziło mi o to, że wszystko to bardzo długie i nudne.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/219
Ta strona została skorygowana.