Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

w całej okolicy znaną moją dobrodziejkę. Może na mnie skierują się podejrzenia ogółu? Następnego dnia przy dziennem świetle rozpatrzyłem się dobrze w całej sprawie i usłyszałem różne o niej wieści; wydała mi się też sprawa nieco inną.
Józef bawił w gospodzie „Trzech Wesołych Żeglarzy“ od kwadrans na dziewiątą do kwadrans na dziesiątą. Gdy tam siedział i palił, siostra stała przy drzwiach kuchni i wymieniła ukłon z robotnikiem poblizkiej fermy, który wracał do domu. Człowiek ten nie mógł stanowczo oznaczyć czasu, w którym ją widział (bardzo był pomięszany, starając się sobie to przypomnieć), przypuszczał, że było koło dziewiątej. Gdy Józef wrócił do domu o dziesiątej bez pięciu minut, znalazł ją leżącą na ziemi i natychmiast wezwał pomocy. Ogień na kominku płonął jeszcze jasno, świeca na stole jeszcze nie wypaliła się, ale zgasła.
W pokoju nic się nie zmieniło prócz tego, że zgaszono świecę, stojącą na stole między drzwiami a kominkiem, w chwili wymierzania ciosu i prócz nieładu jaki powstał, gdy siostra upadła, zalana krwią. Na podłodze jednak znalazło się, wiele mówiące, corpus delicti. Siostrę uderzono czemś ciężkiem w głowę i w plecy, a kiedy padła twarzą na ziemię i leżała już bez czucia, rzucono na nią jakiś przedmiot. Gdy Józef podniósł żonę z podłogi, uj-