Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

bliczce, poczem do niej przychodził Orlik i z taką miną stawał naprzeciw niej, jakby nie pojmując, czego właściwie od niego sobie życzy.






Rozdział XVII.

Teraz dopiero stałem się naprawdę podmajstrzem; życie me upływało wśród wiejskiego otoczenia i moczarów;, dni niczem się od siebie nie różniły, prócz dnia mych urodzin, kiedy udałem się z drugą wizytą do pani Chewiszem. Pani Sara Poket spełniała podobnie jak poprzednio funkcye odźwiernej. Zastałem panią Chewiszem taką samą, jaką zostawiłem, a o Estelli mówiła to samo, prawie temi samemi słowami, jak przeszłego razu. Widzenie się nasze trwało zaledwie parę minut; dała mi gwineę, a gdym odchodził kazała przyjść znowu w dniu mych urodzin. Stało się to później corocznym mym zwyczajem. Pierwszego razu wzbraniałem się przyjąć gwinei, ale naraziłem się na to, że spytała mnie gniewnie, czy nie chcę otrzymać czegoś więcej? Cóż miałem robić, musiałem wziąć.
Stary, ponury dom nie zmienił się; żółtawy kolor przeważał jak poprzednio w ciem-