Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

pa ludzi i uważnie słuchała pana Uopsela, który czytał głośno gazetę. Wśród tej grupy znajdowałem się również.
Chodziło o to, że spełniono krzyczące morderstwo i pan Uopsel zalał się, że tak powiem, krwią po same uszy.
Wytrzeszczał strasznie oczy przy opisie i illustrował wszystkich biorących udział w śledztwie sądowem. Zaledwie wyszeptał: — „śmierć moja nadeszła!“ — udając po barbarzyńsku zabitą ofiarę, wnet wył na całe gardło: — „już ja się z tobą rozprawię!“ — naśladując zabójcę. Czytając zeznania doktorów, naśladował głos naszego doktora miejscowego; drżał cały i głos mu się łamał, gdy powtarzał zeznania stróża przy szluzie, który słyszał wymierzane ciosy, tak zręcznie udając przytem sparaliżowanego starca, że u nikogo nie mogło zostać śladu powątpiewania co do nienormalnego stanu umysłowego tego świadka. Sądowy znawca zmieniał się u pana Uopsela w Tymona Ateńczyka a stróż w Koriolana. Sam był zajęty swem czytaniem i my też byliśmy zainteresowani i zadowoleni. W tem doskonałem usposobieniu jednogłośnie wydaliśmy obciążający wyrok na rozmyślne morderstwo.
Dopiero potem zauważyłem obecność nieznajomego dżentelmena, który stał oparty o poręcz krzesła naprzeciw mnie i patrzył na