Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/258

Ta strona została skorygowana.

sunął je mnie. Dopiero teraz zdjął nogę z krzesła i siadł na niem okrakiem. Podsunąwszy mi pieniądze, popatrzył na Józefa, otwierając portmonetkę.
— No, Józefie Hardżeri! Widzę, że jesteście bardzo zdumieni!
— Tak!
— Zdaje się, że skończyliśmy na tem, że niczego nie żądacie?
— Tak, skończyliśmy. Ja skończyłem na tem... teraz i na zawsze.
— Nie mniej — mówił pan Dżaggers, otwierając woreczek — dano mi pełnomocnictwo do wynagrodzenia was.
— Wynagrodzenia? Za co?
— Za to, że pozbawiacie się jego usług.
Józef położył mi rękę na ramieniu z kobiecą czułością. Później często dziwiłem się, rozmyślając o niezwykłem połączeniu siły z czułością w tym parowym młocie, który mógł jednem uderzeniem zmiażdżyć człowieka, jakby jaką skorupkę z jaja.
— Pip ma zupełne prawo odmówić swych usług, kiedy zechce i nikt nie może przeszkadzać mu do uzyskania godności i bogactwa. Jeśli myślisz pan, zapłacić mi utratę tego dziecka... które przyszło do mej kuźni... z którem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi...
Kochany, dobry Józefie, jakże niewdzięczny chciałem ciebie porzucić! Teraz widzę,