Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

Malec, służący u pana Trebba, był najzuchwalszym chłopcem w naszej okolicy. Gdy wszedłem do sklepu, zamiatał podłogę, nie przerwał swego zajęcia i zawadził z rozmysłem o mnie szczotką. Zamiatał wciąż, gdyśmy z panem Trebbem wyszli ze sklepu i suwał szczotką po kątach i po wszystkiem, co mu stanęło na drodze, jakby chciał przez to pokazać, że nie jest gorszym od wszystkich kowali, żywych i umarłych.
— Nie stukaj — surowo zawołał mu pan Trebb — jeśli nie chcesz dostać po karku! Proszę siadać! Pozwól pan — rzekł, kładąc na ławce sztukę sukna i rozwinąwszy zaczął ją gładzić ręką, pokazując mi włos — rzadka rzecz. Polecam ją panu! Lepszego gatunku... Mogę panu pokazać jeszcze coś... Hej! Podaj tu 4-ty numer! — niezwykle ostro zawołał na chłopca, przewidując prawdopodobnie jego zamiar trącenia mię szczotką.
Pan Trebb nie spuszczał surowego wzroku z chłopca, dopóki ten nie położył na ławce czwartego numeru i nie odszedł na pewną odległość ode mnie. Poczem kazał mu przynieść Nr. 5 i 8.
— Uważaj, wypraszam sobie żarty — rzekł pan Trebb — inaczej będziesz tego żałował ty gałganie.
Pan Trebb pochylił się nad numerem czwartym i bardzo polecał mi to sukno, jako