Ostatnie słowa odnosiły się do chłopca, który widocznie nie zrozumiał, co to ma znaczyć. Widziałem, jak był zmieszany, gdy jego gospodarz sam mnie odprowadzał. Po raz pierwszy zrozumiałem wówczas moc pieniędzy, których potęgę odczuł na swych plecach chłopiec pana Trebba.
Po tem pamiętnem zdarzeniu udałem się do kapelusznika, szewca i pończosznika, czując się, jak pies ciotki Chebbard, którego wyekwipowanie wymagało usług tylu ludzi. Potem poszedłem na stacyę pocztową i wziąłem bilet w dyliżansie, który wyjeżdżał w sobotę rano. Nie miałem potrzeby objaśniać każdemu, że otrzymałem większy majątek, ale każdy, komu to mówiłem, natychmiast odchodził od okna, skąd obserwował przechodniów na Haig-Street i całą swą uwagę zwracał na mnie. Kiedym załatwił wszystko, udałem się do pana Pembelczuka i zastałem go w drzwiach magazynu.
Oczekiwał mnie niecierpliwie. Dziś rano był w kuźni, gdzie mu opowiedzieli wszystkie nowiny. Przygotował dla mnie przyjęcie w gospodzie Barunella i nakazał swemu służącemu iść na drogę i wyglądać pojawienia się mej dostojnej osoby.
— Drogi mój przyjacielu. Cieszę się z całego serca twem szczęściem. Zasłużyłeś na nie w zupełności... w zupełności!
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/275
Ta strona została skorygowana.