Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

z nadzwyczajnem niezadowoleniem krzyknął na człowieka, jadącego obok na wozie, aby zjechał z drogi. Potem życzył mi szczęścia i stał, machając rękami tak długo, póki nie skryłem się na zakręcie. Wtedy skręciłem na bok w pole, doskonale wyspałem się pod płotem, a następnie udałem się w dalszą drogę do wsi.
Bagaż, jaki zamierzałem wziąć ze sobą do Londynu, był bardzo ubogi i tylko mała część jego odpowiadała obecnemu memu położeniu. Nie mniej jednak zająłem się pakowaniem tego samego wieczoru.
Tak przeszły wtorek, środa, czwartek a w piątek rano udałem się do Pembelczuka, aby ubrać się u niego w nowe ubranie i złożyć wizytę pani Chewiszem. Pembelczuk pozostawił do mego rozporządzenia własny pokój, udekorowany wyjątkowo na ten wieczór czystymi ręcznikami. Oczywiście rozczarowałem się, gdym ujrzał swe ubranie. Każde nowe ubranie, którego oczekuje się z taką niecierpliwością, ani w połowie nie odpowiada nadziei właściciela. Ale po pół godziny, w którym to czasie przybrałem mnóstwo rozmaitych póz przed lustrem pana Pembelczuka i napróżno starałem się dojrzeć swe nogi, przywykłem cokolwiek do niego i wydało mi się lepszem. Pana Pembelczuka nie było w domu, pojechał zrana na targ do sąsiedniego miasta w odległości dziesięciu mil angielskich od naszego. Nie po-