Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/289

Ta strona została skorygowana.

— Tak.
— Pan Dżaggers polecił mi prosić pana, by pan zaczekał do jego powrotu. Nie mógł objaśnić, jak długo będzie w sądzie, bo ma sprawę, ale ponieważ bardzo ceni czas, nie pozostanie tam ani chwili dłużej, niż koniecznie potrzeba.
Mówiąc to, koncypient otworzył drzwi i poprowadził mię do pokoju poza kantorem. Zastaliśmy tu jakiegoś dżentelmena z jednem okiem, w welwetowym kostyumie i w krótkich do kolan spodniach; przerwał czytanie gazety i wytarł nos rękawem.
— Majk, wyjdźno i poczekaj tam! — rzekł doń koncypient.
Zacząłem przepraszać, że zakłóciłem mu spokój, ale koncypient nie dał mi dokończyć, bez ceremonii wyprowadził nieznanego mi dżentelmena z pokoju, wyrzucił za nim jego futrzaną czapkę i zostawił mnie samego.
Pokój pana Dżaggersa budził nadzwyczaj nieprzyjemne wrażenie; był oświetlony z góry okrągłem oknem, którego szyby składały się z kawałków, połączonych ze sobą w dziwny sposób; szczyty sąsiednich domów cisnęły się wzajemnie, aby zaglądnąć przez nie do pokoju i zobaczyć mnie. Nie było tu wiele książek, zato były przedmioty, których nie spodziewałem się zobaczyć, jak na przykład stary, zardzewiały pistolet, szabla w pochwie, kilka dzi-