o woskowej figurze, którą pokazałby nawet za osiemnaście pensów. Odrzuciłem propozycyę, nie dając mu wynagrodzenia, ale był tak uprzejmy, że oprowadził mnie po podwórzu i pokazał miejsce, gdzie wieszano skazańców i gdzie ludziom wymierzano publiczną chłostę oraz „Bramę Winnych“, pod którą przechodzą przestępcy na szubienicę. Aby mnie więcej zainteresować tą straszną bramą, dał mi do zrozumienia, że po jutrze o ósmej rano wyprowadzą „czterech“ i powieszą ich rzędem. To przestraszyło mnie i dało mi niezbyt świetne pojęcie o Londynie.
To też byłem bardzo rad, gdy udało mi się wreszcie za szyling uwolnić od niego.
Wróciłem do kancelaryi, aby się dowiedzieć, czy pan Dżaggers już w domu, a nie zastawszy go, poszedłem znów na przechadzkę. Minąłem ulicę aż do cmentarza kościoła św. Bartłomieja. Tu spostrzegłem, że wiele osób oczekuje pana Dżaggersa.
Na cmentarzu przechadzali się dwaj mężczyźni tajemniczej powierzchowności i po cichu rozmawiali. Gdym się z nimi zrównał, jeden z nich mówił: „Jeśli tylko można, to Dżaggers to zrobi“. Na samym rogu stało trzech mężczyzn i dwie kobiety; jedna z nich płakała, zakrywając twarz brudnym szalem, druga zaś uspakajała ją:
— Dżaggers za nim, Melo! Czegóż ci więcej potrzeba?
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/292
Ta strona została skorygowana.