Tu także w ślad za mną wszedł żyd ze synem, którego zaraz wysłał z jakiemś poleceniem. W czasie nieobecności tamtego, pozostały Majufes, stojąc przy słupie latarni i tak przyśpiewywał:
O, Dżaggers, Dżaggers, Dżaggers! Wszystko przepadnie, dawajcie mi Dżaggersa!
Takie świadectwo popularności mego opiekuna wywarło na mnie wielkie wrażenie.
Wreszcie ujrzałem go, przechodzącego przez ulicę. Obecni równocześnie ze mną go spostrzegli i rzucili się hurmem ku niemu. Pan Dżaggers położył mi rękę na ramieniu i poprowadził ze sobą, nie mówiąc ani słowa do mnie, lecz wciąż zwracając się do proszących.
Najpierw przemówił do dwóch tajemniczych ludzi.
— Próżna gadanina. Nie chce już więcej wiedzieć, niż wiem. No, a rezultaty — to orzeł lub reszka. Od samego początku powtarzałem: orzeł lub reszka. Zapłaciliście Uemnikowi?
— Potrzebną sumę zebraliśmy dopiero dziś rano, — odpowiedział jeden z nich pokornie, drugi zaś tymczasem badawczo śledził wyraz twarzy Dżaggersa.
— Nie pytam, kiedyście zebrali i gdzie, ani w jakiście sposób się urządzili. Odebrał je Uemnik?
— Tak panie!
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/293
Ta strona została skorygowana.