Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/304

Ta strona została skorygowana.

— Nie, dziękuję panu.
— Ja prowadzę kasę pana Dżaggersa — i dlatego będziemy się często widywali.
— Do widzenia.
Wyciągnąłem rękę. Uemnik spojrzał na mnie z takim wyrazem, jakby myślał, że chcę czegoś. Potem widząc, że nie, rzekł:
— Tak... Tak! Widzę, że pan przywykł ściskać za rękę.
Bardzo się zmieszałem, sądząc, że to nie według londyńskich zwyczajów, ale odpowiedziałem twierdząco.
— Odwykłem od tego — odrzekł. Bardzom rad, żem pana poznał. Do widzenia!
Gdy uścisnęliśmy sobie ręce i odszedł, otworzyłem okno na platformie schodów i o mało się nie zabiłem: przegniłe zawiasy nie wytrzymały ciężaru okna, które spadło na dół z szybkością gilotyny. Na szczęście nie zdążyłem się jeszcze wychylić z okna. Po tem zajściu postanowiłem zadowolić się zamglonym widokiem hotelu przez szyby, pokryte warstwą brudu i ze smutkiem myślałem, że opowiadania o Londynie bardzo przesadzone.
Pojęcie młodszego Poketa o słowie „wkrótce“ nie zgadzało się widocznie z mojem. Prawie do obłędu nasyciłem się widokiem z okna i w ciągu półtorej godziny zdołałem wiele razy wypisać swe nazwisko na każdej szybie, zanim usłyszałem wreszcie na schodach czyjeś