— Wówczas nie byt pan w tak dobrych stosunkach majątkowych? — spytał Poket.
— Nie.
— Słyszałem, że stało się to niedawno. Ja też miałem wówczas nadzieję pozyskania majątku.
— Czyż?
— Tak, Pani Chewiszem sprowadziła mnie, chcąc przekonać się, czy się jej nie spodobam. Ale nie mogła mnie polubić.... nie mogła.
Muszę dodać, że byłem bardzo zmieszany, słysząc to.
— Ma zły gust — rzekł, śmiejąc się Poket — ale fakt jest faktem. Sprowadziła mnie, chcąc to uczynić i jeślibym wyszedł zwycięsko z tej próby, z pewnością nagrodziłaby mnie majątkiem, a może nawet uczyniłaby mnie czemś dla Estelli.
— To znaczy czem?
Rozkładał owoce na talerzykach, gdyśmy rozmawiali, co odrywało do pewnego stopnia jego uwagę tak, że mówił z przerwami.
— No, połączyłaby nas... zaręczyła, pożeniła... jak się to mówi. Znajdź pan sam określenie tego.
— I lekko pan zniósł niepowodzenie?
— N-o! Nie bardzo na to liczyłem. To prawdziwa Tatarka.
— Pani Chewiszem?
— Nie o niej mówię, tylko o Estelli. — Dziewczyna uparta, złośliwa i kapryśna do os-
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/308
Ta strona została skorygowana.