Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/312

Ta strona została skorygowana.

gniazda, aż go wreszcie zjadły niedźwiedzie, które żyły niedaleko stamtąd. Powiem ci, czegobym chciał. Między nami taka harmonia, a przytem byłeś kowalem... Czy chcesz co powiedzieć?
— Gotów jestem na wszystko, co zaproponujesz — odpowiedziałem — ale nie rozumiem ciebie.
— Nie chciałbyś, abym cię nazywał Hendlem? Jest wspaniała pieśń Hendla, którą nazwał „Muzykalny kowal.“
— Bardzo mi się podoba to imię.
— Otóż kochany Hendlu, obiad — rzekł, widząc, że drzwi się otwierają. — Proszę cię, zajmij honorowe miejsce przy stole, dlatego, że obiad na twój rachunek.
Nie zgodziłem się na to i prosiłem, by zajął pierwsze miejsce, sam zaś siadłem naprzeciw. Obiad był bardzo smaczny i wydał mi się prawdziwym bankietem lorda-maiora; a był tem bardziej czarujący, że jedliśmy go w nadzwyczajnych okolicznościach — nie było z nami ludzi dorosłych, pedantycznych i byliśmy przytem w Londynie. Urok naszej uczty zwiększał się do pewnego stopnia cygańskim jej charakterem; choć obiad, jakby się wyraził Pembelczuk, przedstawiał prawdziwy obraz rozkoszy, ponieważ cały przyniesiono z restauracyi, ale pokój, w którym sie-