wy nie przeszkodzą mi w wynajęciu na własny rachunek statku o pięciu tysiącach tonn. Tak, myślę, że zajmę się targiem — ze Wschodniemi Indyami... Będę targował jedwabiem, szalami, farbami, towarami korzennymi i aptekarskimi, drzewem zbytkownem... Interesujący handel!
— A zyski wielkie?
— Ogromne!
To zachwiało mnie w mem przekonaniu i już myślałem, kto wie, czy jego nadzieje nie będą większe od moich.
— Tak, będę handlował — rzekł, zakładając wielkie palce w kieszenie kamizelki — z Indyami Zachodniemi cukrem, tytoniem i rumem, z Ceylonem wyłącznie kością słoniową.
— Do tego potrzeba ci będzie wiele statków?
— Całej floty.
Oszołomiony rozległością takiej perspektywy, spytałem, gdzie targują obecnie statki, które ubezpiecza?
— Jeszcze nie zacząłem ubezpieczać, tylko przyglądam się tym sprawom.
Ostatnie słowa były właściwsze w hotelu Bernarda, to też zawołałem:
— „A — a!“
— Tak, służę w biurze i przyglądam się
— Czy dobra służba?
— To znaczy... jak dla kogo? Dla tego, który służy?
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/321
Ta strona została skorygowana.