Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/324

Ta strona została skorygowana.

słuchiwał się krokom stróża koło hotelu Bernarda.
W poniedziałek rano o trzy na dziewiątą Herbert udał się do biura, ja zaś odprowadziłem go. Umówiliśmy się, że będę go oczekiwał i że za godzinę lub dwie spotkamy się i pójdziemy do Hammersmit.
Biuro, w którem pracował Herbert, nie wydawało mi się zbyt ponętnem jako punkt obserwacyjny; mieściło się w drugiem podwórzu, nadzwyczaj ponurem, na które wychodziły okna.
Czekałem do dwunastej na Herberta, potem udałem się do giełdy i widziałem tam wielu ludzi koło ogłoszeń o przyjściu i odejściu statków; mieli oni wszyscy wygląd bogatych kupców, choć nie mogłem zupełnie zrozumieć, dlaczego wszyscy wydawali się nie w humorach. Gdy przyszedł Herbert, poszliśmy razem na śniadanie do restauracyi, która zrobiła na mnie dobre wrażenie, choć teraz uznałbym ją za najobrzydliwszą dziurę w całej Europie a nawet wówczas, mimo całego swego zachwytu. nie mogłem nie zauważyć, że na obrusach, nożach i ubraniach lokai było znacznie więcej tłuszczu, niż na befsztyku. Zapłaciwszy dość umiarkowaną cenę, wróciliśmy do hotelu Bernarda, skąd wziąłem swój niewielki tłomoczek; następnie kupiliśmy bilety do dyliżansu. jadącego do Hammersmit. Przybyliśmy